Egzaminy gimnazjalne zdane, stres odszedł w niepamięć, sprawdzian z pochodnych węglowodorów zaliczony przez wszystkich, wiosna zakwitła za oknem, a na dodatek klasa gimnazjalna którą uczę chemii wybiera się na 10 dniową wycieczkę. Nie są to sprzyjające warunki do przeprowadzenia ostatniego działu z podręcznika „substancje o znaczeniu biologicznym”.
Tuż przed majówką i maturami mieliśmy jeszcze lekcje o białkach i tłuszczach. Nie zgłębiałam się zbytnio w tę tematykę, ponieważ omawiałam te związki przy okazji tematów o wyższych kwasach tłuszczowych oraz aminokwasach. Nadeszła pora na cukry. Przyznam, że uwielbiam cukry (jak każdy!), a jeszcze bardziej lubię o nich opowiadać. Postanowiłam moich uczniów trochę zadziwić. Na lekcję wprowadzającą w temat sacharydów przygotowałam fiszki ze słowami:
Miód, zeszyt w kratkę, waciki kosmetyczne, skorupa raka, cukier kryształ, cukier trzcinowy, T-shirt, celofan, krople do oczu, mąka ziemniaczana, film fotograficzny
Położyłam je na stole i poprosiłam o podzielenie wyrazów na te, które opisują cukry i na te, które z cukrami nie mają nic wspólnego.
Zabawa się zaczęła. Muszę przyznać, że moi gimnazjaliści wspaniale sobie poradzili z zadaniem i ostatecznie stwierdzili, że każdy z podanych wyrazów jest w gruncie rzeczy cukrem. Co oczywiście jest prawdą. Dla mnie jako nauczyciela niesłychaną frajdę sprawiało obserwowanie jak stoją nad tymi fiszkami, dyskutują, wspólnie rozwiązują problem. Oczywiście na samym początku wybrali cukier kryształ, cukier trzcinowy i miód. Łatwizna. Ktoś z tyłu stwierdził, że zeszyt jest zrobiony z celulozy, a to przecież też cukier. Potem zastanawiali się czym jest celofan, ale skoro brzmi podobnie do celulozy to pewnie jest to coś podobnego, więc również zaliczają do cukrów. Jedna z dziewczyn przypomniała sobie, że waciki są bawełniane, a bawełna to też celuloza, więc kolejna fiszka powędrowała do zbioru sacharydów. To samo po chwili opamiętania stało się z T-shirtem. I tak po nitce do kłębka stwierdzili, że wszystkie przedmioty wymienione na fiszkach są wykonane z cukru, bo przecież szkielet raka zrobiony jest z chityny, mąka ziemniaczana to skrobia w czystej postaci, a krople do oczu zawierają kwas hialuronowy i wodę. Czapki z głów proszę państwa, bo gimnazjaliści przyporządkowali prawidłowo wszystkie fiszki. Wszystkie? Nie! Gdy już pogratulowałam im sukcesu, okazało się, że ktoś jeszcze dzierży w dłoni karteczkę z napisem „film fotograficzny”.
– A co to jest film fotograficzny? – autentycznie padło takie pytanie.
Tłumaczę więc, że to taki materiał, który jest naświetlany w aparatach fotograficznych i który się potem wywołuje w celu uzyskania zdjęcia. Fakt, że muszę wyjaśniać czym jest film fotograficzny zbił mnie nieco z tropu, ale patrzenie na ich pełne niezrozumienia twarze, spowodował, że poczułam się naprawdę staro. W pierwszym momencie w ogóle nie zrozumieli o co mi chodzi! Mam 30 lat. Jestem raptem 15 lat starsza od nich. Wydawałoby się, że to nie dużo, a w rzeczywistości dzielą nas całe epoki. Epoka bajek na VHS, kaset z przebojami disco- polo, paszportów Polsatu i wielka epoka życia bez telefonu komórkowego. I choćbym dalej biegała w trampkach i żuła gumę to tej przepaści nie przeskoczę.
Z tej ponurej dygresji wyrwał mnie głos jednego z uczniów:
– Aaaaa no tak, DAWNO TEMU tak się zdjęcia robiło – na co ja odpowiedziałam:
– Tak, archeolodzy przy odkrywaniu kolejnych skarbów starożytnych Egipcjan znaleźli w jednej z piramid filmy fotograficzne – i na szczęście zrozumieli moją ironię😉